To już kolejna odsłona węgorzewskiego festiwalu.
W nieco zmienionej formie i pod inną nazwą.
Ale wszystko tak samo na wysokim poziomie.
Co najważniejsze, już teraz można kupić karnety. Wiadomość tym bardziej pożądana, że karnety te można kupić w super ulgowej cenie (dla mieszkańców Węgorzewa) 60zł. A można je kupić w klubie garnizonowym w Węgorzewie w godzinach od 8 do 18. Potem cena karnetów wzrasta do 99zł.
Na stronie www.sevenfestival.pl można dowiedzieć się szczegółowych informacji na temat festivalu.
---------------------------------------
niedziela, 7 lutego 2010
Rymarz
Wiooo.
Kilka osób w bryczce. Powozi starszy mężczyzna. W zaprzęgu dwa koniki.
Bat często pracuje, ale ludzie jakby tego nie widzieli.
Czerpią przyjemności z przejażdżki.
A koniki robią swoje.
Popędzane. Zachęcane batem.
Od jakiegoś czasu głośno jest o węgorzewskim rymarzu (rymarz - rzemieślnik zajmujący się wyrobem i reperacją wyrobów skórzanych), a przede wszystkim o sposobie traktowania przez niego zwierząt - koni i bydła.
Nieludzkiego traktowania.
Ale o ile jeszcze ponad dwadzieścia lat temu nikt nie zwracał uwagi na rymarza i jego zwierzęta i to w jaki sposób je traktuje, tak od kilku lat to się zmieniło.
Co się zmieniło?
Chyba nastawienie.
A przede wszystkim pokolenie, które na większość spraw patrzy inaczej.
W tamtym czasie konie były wykorzystywane znacznie częściej i do różnych prac. W ludzkiej świadomości praca koni i sposób ich traktowania nie był niczym bulwersującym. Koń miał ciągnąć wóz z gnojem, węglem, sianem i tyle albo pracować w polu.
Teraz koń to przeżytek, więc jego rola zmieniła się. Stał się zwierzęciem, które się kocha, którym się bawi.
Ale rymarz wciąż jest tym samym człowiekiem, który ma jedną wizję konia - zwierzę przeznaczone jest do pracy, a jak nie chce pracować, to trzeba mu pomóc batem.
Ludziom nie podoba.
A jeszcze w 2006 roku, na dożynkach w Sztonorcie, gospodarze tych dożynek akceptowali obecność tam rymarza i jego koników. Przecież dzieci tak cieszyły się z przejażdżek wierzchem na konikach.
To zdjęcie pochodzi właśnie z tych dożynek.
Ludzi nie interesowały konie i sposób, w jaki były traktowane przez rymarza.
W końcu w tym dniu najważniejsza dla nich była dobra zabawa, wojskowy bigos i grochówka, zimne piwo, stoiska pełne różności.
Ktoś może powiedzieć, że usprawiedliwiam rymarza.
Nie. Nie pochwalam sposobu jego postępowania ze zwierzętami i jestem temu przeciwny, chyba jak wszyscy.
Staram się tylko zrozumieć, dlaczego w ten sposób traktuje zwierzęta.
Domyślam, się, że jego ojciec i dziad też tak postępowali. Dawali mu przykład, że zwierzęta są od ciężkiej roboty i w taki, a nie inny sposób, należy je traktować.
I tak robił pięćdziesiąt temu, tak robi i dzisiaj.
No może dzisiaj już nie, bo wszystkie zwierzęta zostały mu odebrane.
Czasami trzeba przeżyć całe życie, żeby zrozumieć, że coś robiło się źle.
Czy rymarz to zrozumiał?
Osądzać jest łatwo.
Być osądzanym - znacznie trudniej.
--------------------------------------
Kilka osób w bryczce. Powozi starszy mężczyzna. W zaprzęgu dwa koniki.
Bat często pracuje, ale ludzie jakby tego nie widzieli.
Czerpią przyjemności z przejażdżki.
A koniki robią swoje.
Popędzane. Zachęcane batem.
Od jakiegoś czasu głośno jest o węgorzewskim rymarzu (rymarz - rzemieślnik zajmujący się wyrobem i reperacją wyrobów skórzanych), a przede wszystkim o sposobie traktowania przez niego zwierząt - koni i bydła.
Nieludzkiego traktowania.
Ale o ile jeszcze ponad dwadzieścia lat temu nikt nie zwracał uwagi na rymarza i jego zwierzęta i to w jaki sposób je traktuje, tak od kilku lat to się zmieniło.
Co się zmieniło?
Chyba nastawienie.
A przede wszystkim pokolenie, które na większość spraw patrzy inaczej.
W tamtym czasie konie były wykorzystywane znacznie częściej i do różnych prac. W ludzkiej świadomości praca koni i sposób ich traktowania nie był niczym bulwersującym. Koń miał ciągnąć wóz z gnojem, węglem, sianem i tyle albo pracować w polu.
Teraz koń to przeżytek, więc jego rola zmieniła się. Stał się zwierzęciem, które się kocha, którym się bawi.
Ale rymarz wciąż jest tym samym człowiekiem, który ma jedną wizję konia - zwierzę przeznaczone jest do pracy, a jak nie chce pracować, to trzeba mu pomóc batem.
Ludziom nie podoba.
A jeszcze w 2006 roku, na dożynkach w Sztonorcie, gospodarze tych dożynek akceptowali obecność tam rymarza i jego koników. Przecież dzieci tak cieszyły się z przejażdżek wierzchem na konikach.
To zdjęcie pochodzi właśnie z tych dożynek.
Ludzi nie interesowały konie i sposób, w jaki były traktowane przez rymarza.
W końcu w tym dniu najważniejsza dla nich była dobra zabawa, wojskowy bigos i grochówka, zimne piwo, stoiska pełne różności.
Ktoś może powiedzieć, że usprawiedliwiam rymarza.
Nie. Nie pochwalam sposobu jego postępowania ze zwierzętami i jestem temu przeciwny, chyba jak wszyscy.
Staram się tylko zrozumieć, dlaczego w ten sposób traktuje zwierzęta.
Domyślam, się, że jego ojciec i dziad też tak postępowali. Dawali mu przykład, że zwierzęta są od ciężkiej roboty i w taki, a nie inny sposób, należy je traktować.
I tak robił pięćdziesiąt temu, tak robi i dzisiaj.
No może dzisiaj już nie, bo wszystkie zwierzęta zostały mu odebrane.
Czasami trzeba przeżyć całe życie, żeby zrozumieć, że coś robiło się źle.
Czy rymarz to zrozumiał?
Osądzać jest łatwo.
Być osądzanym - znacznie trudniej.
--------------------------------------
Subskrybuj:
Posty (Atom)